1. pl
  2. en

1993 SPV Records

 

TV

Show Business

Kissing The Machine

Lifestyle

Crosstalk

Information

Esperanto

Overdrive

 

30 kwietnia 2025

ELEKTRIC MUSIC - ESPERANTO

Ze wszystkich side projektów, czy raczej spin-offów grupy Kraftwerk, chyba najbardziej interesujące i przekonywujące są te, firmowane przez Karla Bartosa. I chociaż nie do końca wiem, o co mu chodziło na płycie Electric Music z 1998 roku, to dwa albumy sygnowane własnym nazwiskiem („Communication” i „Off the Record”), a przede wszystkim „Esperanto” wydane w 1993 roku pod szyldem Elektric Music, są pozycjami, które ze wszech miar zasługują na uwagę. Debiutancki album projektu, założonego przez Karla Bartosa, byłego członka Kraftwerk, oraz Lothara Manteuffel'a z nowofalowego zespołu Rheingold, nie jest na pewno niczym rewolucyjnym, czy przełomowym. Jest po prostu czymś w rodzaju bardziej popowej, bardziej mainstreamowej wersji Kraftwerk. Jednak album stanowi na tyle interesujące połączenie synth-popu i wczesnego hmm… nazwijmy to techno, zarazem odzwierciedlając zarówno dziedzictwo kwartetu z Düsseldorfu, jak i ówczesne trendy muzyki elektronicznej, że warto się nad nim pochylić, zdjąć z półki, odkurzyć i „ocalić od zapomnienia”. Już pod koniec lat osiemdziesiątych Bartos coraz słabiej odnajdywał się w swojej macierzystej formacji, w której stopniowo doszło do zerwania wszelkich nici porozumienia, a na koniec nawet do zaniku normalnej komunikacji. Apogeum tego niekomfortowego stanu rzeczy przypadło na prace nad płytą „The Mix”, czyli lekko przerobionymi, unowocześnionymi wersjami wszystkich największych przebojów Kraftwerk. Płyta w założeniu miała ujednolicić materiał do zaprezentowania go podczas planowanych, nadchodzących koncertów. Jednak nie mogąc już znieść braku kontaktu z Ralfem i Florianem, totalnie pochłoniętymi w tamtym czasie przez cyklizm 😊, Bartos zdecydował się opuścić Kraftwerk jeszcze przed ukończeniem prac nad „The Mix”. Jak wspomina w „The Sound of the Machine - my life in Kraftwerk and beyond”:

 

„… z perspektywy czasu, decyzja o wyprodukowaniu po „Electric Cafe” albumu z remake'ami była logicznym krokiem dla Kraftwerk. „The Mix” wyznacza moment, w którym Ralf zmienił się z niezależnego artysty w projektanta i kuratora katalogu Kling Klang. […] Trudno opisać mój stan psychiczny po pożegnaniu z Kraftwerk. Z pewnością nie potraktowałem tego rozstania lekko. Byłem zraniony i rozczarowany - ale jednocześnie byłem w euforii. To, co czułem, to nieopisany przypływ ulgi, że w końcu mogłem odzyskać kontrolę nad własnym życiem.”

 

Kiedy SPV Records złożyła mu ofertę współpracy, Bartos wraz z najbliższymi przyjaciółmi (Lothar Manteuffel – wokalista i tekściarz niemieckiej grupy Rheingold, Emil Schult – malarz, poeta i artysta audio-wizualny oraz Stefan Ingmann – inżynier dźwięku i nowo mianowany menadżer Bartosa) sięgnęli do swoich dźwiękowych archiwów, aby poskładać pomysły i popracować nad albumem, którego idée fixe stanowi komunikacja – jej różne aspekty, narzędzia i technologie. Tytuł albumu jest również nieprzypadkowy – esperanto to nazwa uniwersalnego języka pomocniczego, stworzonego przez urodzonego w Białymstoku Eliezera Lewiego Samenhofa, ośmiokrotnie nominowanego do Pokojowej Nagrody Nobla lekarza okulisty żydowskiego pochodzenia. Nie wgłębiając się za bardzo w szczegóły, Bartos przyrównuje muzykę do takiego właśnie uniwersalnego języka, którego zadaniem jest oczywiście łączyć, a nie dzielić. I znów za „The Sound of the Machine - my life in Kraftwerk and beyond”:

 

„…Lothar był przy mnie podczas produkcji mojego pierwszego demo. Oprócz remontów, pracy w studiu i spraw koncepcyjnych, pomógł mi z tekstami kilku piosenek. Nagrałem też jego wokal do utworu „TV”. […] Wytwórnia (SPV) planowała wydać na początek singiel, więc musiałem szybko wymyślić utwór. Gdzieś w Nowym Jorku usłyszałem frazę „there's a lot of crosstalk going on”, która wydawała się idealnym opisem mojej obecnej sytuacji i w ten sposób stała się motywem przewodnim. Emil (Schult) rozpoczął od „cut the superstition”, Lothar i ja dołączyliśmy i razem wymyśliliśmy słowa do naszego pierwszego singla. […] Muzykę ułożyłem z wielu luźnych fragmentów. W rezultacie „Crosstalk” zupełnie niespodziewanie wylądował na amerykańskich listach przebojów w kwietniu, jako „hot dance breakout club play”. To tak naprawdę nic nie znaczy, ale i tak jest fajnie, prawda?”

 

Album otwiera "TV", melodyjny utwór wyróżniający się chwytliwą linią melodyczną i delikatnym wokalem Manteuffla. Kolejne kompozycje, "Show Business" i "Kissing the Machine" to rezultat kooperacji Bartosa z Andym McCluskey'em z Orchestral Manoeuvres in the Dark. W "Kissing the Machine" możemy usłyszeć również jego śpiew. Taka ciekawostka – utwór znalazł się też na płycie OMD – „English Electric” wydanej w 2013 roku. I obydwie wersje są w dalszym ciągu niesamowicie urokliwymi, mocnymi pozycjami obu albumów. Wracając do „Esperanto” – pierwsze trzy kompozycje to bardzo melodyjne, zgrabne i niebanalne synthpopowe piosenki. Kolejne utwory, czyli "Lifestyle" oraz „Crosstalk” są niejako naturalnym pomostem dla drugiej części albumu, w której bezwzględnie dominują utwory zmierzające w stronę dynamicznych, hipnotycznych technobeatów. ​

 

„…Czasami pomocną dłoń wyciągał czysty przypadek. Szukając stacji radiowej na starym odbiorniku, nagle usłyszałem dziwne sygnały. Te specyficzne odgłosy były znane niemieckim radiowcom jako „fale spaghetti” powodowane przez Eurosignal (dawno nieistniejący system przywoławczy tzw. pager) który wykorzystywał niższe częstotliwości radia FM. Nagrałem kilka z nich i podzieliłem je na różne sample. To był punkt wyjścia dla „Overdrive”. Zasadniczo cały utwór składa się z podkręconych głosów, elektronicznej perkusji i sampli Eurosignal.”

 

Zdecydowałem się przypomnieć ten lekko przykurzony album, ponieważ moim zdaniem "Esperanto" może zainteresować zarówno fanów Kraftwerk, jak i w ogóle miłośników różnych odmian muzyki elektronicznej. Jego różnorodność stylistyczna, eksperymenty z dźwiękiem i spajająca wszystko pomysłowa tematyka (komunikacja), czynią płytę ciekawym przykładem twórczości Karla Bartosa po odejściu z Kraftwerk.

 

„…zdobywałem pierwsze doświadczenia także w innej dziedzinie, ponieważ przez następne trzy miesiące Lothar i ja musieliśmy promować „Esperanto”. Raz, że nie było mi łatwo rozmawiać z mediami o mojej muzyce, a dwa że dziennikarze widzieli we mnie tylko anonimowego byłego członka dziwnego zespołu i musiałem ciągle tłumaczyć kim jestem. […] Ogólnie rzecz biorąc, większość recenzji motywowała mnie do dalszej pracy. Ale była jedna rzecz, o której musiałem pamiętać. Nie jestem w stanie uciec od cienia Kraftwerk. To i tak ścigałoby mnie, gdziekolwiek bym nie poszedł. Gdybym chciał to przeskoczyć, musiałbym wymyślić coś przełomowego, a z pewnością nie jest to łatwe zadanie.”

 

Z łatwością więc możemy pokusić się o konkluzję, że cały album oparty jest na dobrze znanym z Kraftwerk patencie. No i co z tego? Już sobie wyjaśniliśmy, nie jest to idealny album, w żadnym wypadku, ale jeśli szukamy mniej sterylnego, nieco bardziej organicznego, bardziej piosenkowego brzmienia niż Kraftwerk, to na pewno tu znajdziemy. Jeśli chcemy zaś wskoczyć w obłędną jazdę bez trzymanki, to druga połowa albumu też będzie znakomita. Pamiętam, że gdy płyta trafiła w moje ręce (ładnie wydana w digipacku) byłem bardzo z niej zadowolony. I choć znam już każdy beat i każdy sampel na niej, to do dziś uwielbiam jej słuchać. Ponieważ „The trve Kraftwerk” Ralfa Hüttera jest od kilku dekad jedynie swoim własnym koncertowym „tribute bandem”, Florian Schneider nie pozostawił po sobie solowych albumów, nad dyskografią Wolfganga Flüra ze względu na ogromny szacunek, jakim go darzę, nie będę się znęcał, okazuje się, że jedynie Karl Bartos pozostał na placu boju i niejako kontynuuje działalność „czwórki z Düsseldorfu” swoimi zgrabnymi produkcjami. Szkoda tylko, że wypuszcza je nie częściej niż co dekadę.

 

 

Robert Marciniak

30.03.2025 r.